Cera mieszana wrażliwa to jedna z najbardziej wymagających pod
względem pielęgnacji typów skóry. Na większość kosmetyków reaguje nerwowo, nie
lubi gwałtownych zmian pogodowych, miastowego smogu i dymu. Dla takiej cery
trudno wybrać odpowiedni podkład, puder, żel do mycia, mydło, krem… cokolwiek.
Świetnym przykładem z ostatniej chwili może być podkład Wake me up od Rimmel,
którego moja cera nie zaakceptowała.
Podkład ma dosyć lejącą konsystencję o przyjemnym,
delikatnym zapachu. W jego formule znajdują maleńkie drobinki, które działają
rozświetlająco. Dzięki nim cera wygląda świeżo, delikatnie i promiennie. Zamknięty
jest w szklanej butelce z pompką. Leista konsystencja pozwala na wygodne i
łatwe aplikowanie. Podkład najlepiej sprawdza się w przy temperaturach do 19º
C, powyżej przy aktywnie wydzielającym się sebum matowienie jest nikłe, a wręcz
skóra świeci się podwójnie. Dodatkowo zawarta w podkładzie witamina C może
działać podrażniająco w przypadku cery wrażliwej. U mnie na brodzie pojawiały
się małe wypryski za każdym razem po kilku godzinach od użycia. Podkład bardzo
słabo radzi sobie z kryciem, nawet przy pojedynczym punktowym nałożeniu nie potrafi
ukryć zmian, blizn. Jak na drugi w kolejności odcień 103 True ivory wypada dość
ciemny. Choć z reguły wybieram drugi kolor w kolejności czy to pudru czy
korektora to w tym wypadku powinnam wybrać pierwszy. Rimmel Wake me up wypróbowałam
również jako korektor pod oczy. Niestety jest zbyt ciężki i zatrzymuje się w
zmarszczkach, a po kilku godzinach sprawia, że pod oczami skóra wygląda na
wilgotną i zmęczoną. Podkład nie podkreśla skórek ani nie wysusza. Zapycha, ale
nie mocno. Na pewno przypadnie do gustu osobom z cerą normalną, a nawet suchą.
Podsumowując Wake me up zdecydowanie nie poradził sobie z moją
wymagającą cerą. Nie po raz pierwszy skusił mnie idealny wygląd zaraz po
nałożeniu podkładu, gdzie skóra wygląda ładnie i świeżo. Trudno dogodzić cerze
mieszanej, wrażliwej, która na wszystko reaguje w nieokreślony sposób. Mojej
skórze od lat najlepiej odpowiada delikatne oprószenie pudrem matującym (mam jednego ulubieńca, o którym niebawem coś więcej) i tego muszę się trzymać. Choć niełatwo nie skusić się na nowości, szczególnie w
okresie nadmiernej aktywności cery i pojawiających się niechcianych zmian.
Komentarze
Prześlij komentarz